poniedziałek, 14 listopada 2016

Podsumowanie mojego postu

Dwudziestego piątego października rozpocząłem swój jednodniowy post wg diety dr Dąbrowskiej. Oczywiście nie zamierzałem. Iść wytyczonym całkiem szlakiem. Wykonywać zalecanych gestów. Gotować i przyrządzać nakazanych potraw. Korzystać z przepisów. Bo...



Nie ze mną te numery Bruner - powiedzał J23. Czyli, lubię a) chodzić swoimi drogami, b) sprawdzać to, co ktoś głosi, w sposób praktyczny.

Przepościłem 16 dni. Teraz jem już kartofle na parze i śladowe ilości innych rzeczy. Poszcząc za każdym razem jeden dzień, przyglądałem się sobie i ludziom. Swoim reakcjom, swojemu organizmowi. Nieoczekiwanie ważną rolę odegrała u mnie nie część fizyczna i materialna, ale ta psychiczna.

Jak było? Z czym to się je? Co robiłem? Jakie skutki zaobserwowałem w trakcie i na koniec tego postu/diety? Jakie wnioski z tego płyną?

1. Co i jak jadłem?
Przez 16 dni jadłem dwa posiłki dziennie. Zasadniczo rano jadłem coś na surowo. Soki z marchwi, buraka, pietruszki (da się zrobić), czasem dodawałem jabłko. Zamiast soku bywał pomidor z cebulą, albo tarta marchew. Raz zjadłem grapefruita. Ze trzy razy to było jabłko.

Na obiad jadłem coś gotowanego albo na parze. Próbowałem pierwotnie na samej "surowiźnie", ale organizm mi się buntował. Wszystko stało mi w przełyku i już chciałem taki przewód do przepychania rur wodociągowych, żeby to popchnąć dalej. Szczęściem przeszedłem na gotowane i wszystko się unormowało.

Na obiad najczęściej była gotowana kapusta z dynią. Czasem na parze też dynia i brokuł albo inne takie wynalazki.

Kolacji jeść po prostu mi się nie chciało i tyle. Nie było sensu się zmuszać. Kaloryczność moich posiłków oceniam na grubo poniżej zalecanych 800 kilokalorii. Ale nie liczyłem z wagą i kalkulatorem. Opieram się na zgrubnym szacunku uwzględniającym rzadkie występowanie owoców i ogólnie niewielką ilość spożywanych produktów.

Absolutnie krytycznym dla mnie składnikiem pożywienia, bez którego nie wyobrażam sobie takiego postu były... ogórki kiszone. Ich wpływ na układ trawienny i ogólne samopoczucie jest zupełnie nie do przecenienia. Dostają złoty medal Zbyszka z hasłem "Pomoc zawsze pod ręką".

2. Jakie były reakcje organizmu?
Zdecydowanie krytyczne są pierwsze trzy dni postu. Organizm czuje się jakby dostał w twarz, albo podbródkowym. Pierwszego dnia chwieje się i jest wkurzony na nagłą obniżkę kaloryczności i składu jedzenia. Obserwowane reakcje to głód, rozdrażnienie i pewien niepokój.


Drugi dzień jest zdecydowanie najgorszy. Żarty się kończą i zaczynają się nieprzyjemne reakcje ze strony ciała, które czując się zdradzone, odgrywa się na człowieku. To czego doświadczyłem to naprawdę silny ból głowy. Do tego stopnia, że musiałem się po prostu położyć i spróbować na chwilę przestać być. Generalnie dzień na straty.

Trzeci dzień to początek adaptacji organizmu. Samopoczucie pod psem. Większy fizyczny wysiłek to znów ból głowy, ale powrót do spokojnego tempa (mowa o wielokilometrowym marszu) pozwolił na uniknięcie innych przykrych sensacji.

Począwszy od czwartego dnia zaczyna się bardzo dziwny stan stabilizacji. Po pierwsze nie ma już więcej łaknienia czyli głodu. Nie chce się po prostu jeść. Jedzenie staje się koniecznością, zwyczajem. Czymś co trzeba zrobić, bo inaczej w głowie się zakręci czy coś takiego.

Generalnie nie występują ujemne reakcje organizmu. Ja miałem pewne objawy niestrawności, ale dzięki włączeniu gotowanych warzyw, lub przygotowanych na parze, wszystko wróciło do równowagi. Muszę tu ponownie przywołać ogórki kiszone. Konieczne! Wspaniałe! Świetne.

Prowadzony post ma wpływ na psychikę. Opowieści o erupcjach energii z jakimi można się zetknąć u "dających świadectwo" można sobie w bajki wsadzić. Myślałem wolniej. Spokojniej. Zacząłem jeść dla samego jedzenia. Tzn. gdy jadłem nie oglądałem, nie słuchałem, nie czytałem. Stałem się mniej wielozadaniowy, za to bardziej metodyczny. Ma to plusy i minusy.

Kwestia utraty wagi.
Przez pierwsze trzy dni, utrata wagi właściwie nie występowała. Tzn była trudna do zaobserwowania na wskazaniach wagi. Jednak począwszy od czwartego dnia spadek wagi był systematyczny i jak dla mnie (początkowa waga = wzrost - 100), zbyt szybki. Leciałem po prawie 0,4 kg dziennie. Ostatecznie przez te 16 dni spadłem 6,5 kg.

Trochę mnie to niepokoiło, trochę cieszyło, bo przecież teraz to dopiero będzie można! :) Gdy zakończyłem post i zacząłem jeść ziemniaki oraz włączać coraz to nowe składniki jedzenia, utrata wagi wyhamowała, ale prawie kilogram jeszcze zaliczyłem w dół.

Kryzysy.
Specjalnych kryzysów poza bólem głowy drugiego dnia, nie zaobserwowałem. Właściwie to prowadzenie tego postu prowadzi do tego typu stabilizacji, że organizm działa nieco wolniej, ale bez żadnych alarmów, bólów, poczucia zimna, bez żadnych gwałtownych objawów. Wszystko normalnie.

Grupa facebookowa.
Na facebooku znajduje się ciekawa grupa "Dieta Dąbrowskiej pomoc i wsparcie". Gdy ktoś chce pościć w ten sposób znajdzie tam wiele przydatnych informacji oraz realne wsparcie i porady. Warto jednak posiadać pewną dozę krytycyzmu i ostrożności. Jak w każdej zamkniętej społeczności, a grupa ta jest zamknięta, pojawiają się mechanizmy trącące nawiedzeniem lub sekciarstwem.

Nie są one jakieś widoczne, ale zalecałbym pewien dystans do wypowiedzi i porad na tej grupie. Cieszący się tam największą estymą dystans 42 dni postu,  może się skończyć dla nieprzygotowanego człowieka nieciekawie.

Z pobieżnej lektury, można się dowiedzieć wyłącznie pozytywów. Jak to cudownie i jak to wspaniale i jak to wszystko można przezwyciężyć. Wypowiedzi takie, jak "28 dnia wylądowałam w szpitalu z bólami" albo "po zakończeniu postu zaczęły wypadać mi włosy, nie są tam eksponowane.

Niestety zajmując nieortodoksyjne w tej grupie stanowisko, należy się liczyć z hejtem i przejawami agresji. Doświadczyłem tego na własnej osobie, co sobie cenię, bo człowiek bez wrogów jest jakiś niewłaściwy. Jest tam jednak również, oprócz nawiedzonych pań, całe mnóstwo normalnych ludzi, więc póki człowieka nie wywalą, to - warto.

Wnioski z postu.

Proponowana przez dr. Dąbrowską dieta, albo post - jak ona to chce nazywać, ma swoje wady i zalety, szanse i zagrożenia. Szanse i zalety są dość powszechnie omawiane na internecie. Wady i zagrożenia już nie, co wypada mi ocenić negatywnie.

Chodzi o to, że to dieta bardzo silnie niezbilansowana. Jest w niej zero białka, zero tłuszczy. Wszelkich tłuszczy. Tych nasyconych i tych NNKT, zarówno omega 6 jak i omega 3.

O ile na co dzień, spożywamy białka zbyt wiele, to całkowite wykluczenie go z diety (wg. zasad Dąbrowskiej nie jemy nawet warzyw strączkowych, ani ziaren, ani zbóż), to też spora nierównowaga.

Z relacji, fakt trudnych do namierzenia, wynika, że pojawiają się po 42 dniowej diecie, takie objawy jak wypadanie włosów. Jak wyżej wspomniałem, ktoś sygnalizował konieczność hospitalizacji itp.

Gdy takie wypowiedzi pojawiają się na tzw. grupie wsparcia, wtedy natychmiast można przeczytać, że to przecież tylko w szczególnych przypadkach 42 dni, a tak ogólnie to zalecany jest post przez 14 dni. Tyle, że z lektury ogólnych wpisów, filmików właścicieli grupy itp. wynika, że właśnie dla każdego jest te 42 dni.


Z moich odczuć i obserwacji wynika, że taki bardzo niskokaloryczny niezbilansowany post prowadzony przez 14-16 dni, jest czymś jednoznacznie pozytywnym.

Pozytywy to
- utrata wagi
- stabilność emocjonalna
- stosunkowo łatwa rezygnacja z negatywnych przyzwyczajeń żywieniowych
- poczucie pewnej kontroli, doświadczenie iż praca z organizmem jest możliwa
- zupełnie inne spojrzenie na kwestię żywienia

Dieta Dąbrowskiej pozwoliła mi odczuć, że organizm jest czymś żywym, że to ciągle biegnący proces. Proces, który ma swoje zasady, prawidła. Na przykład ma gdzieś ośrodek głodu, który po prosu można wyłączyć (trzeci dzień postu). W jakimś sensie ten mój organizm mnie zdziwił. Gdyby ktoś mi wcześniej powiedział, że pojadę na 500 kcal dziennie samej kapusty, marchewki i ogórków kiszonych, to bym go wyśmiał. A jednak - można to spokojnie zrobić. Organizm odetchnie od powodzi smakołyków, odpocznie.

Nie miałem jakichś wybitnych celów zaczynając ten post. Pewne pozytywy zaobserwowałem. Jedzenie? No cóż - to jedna z przyjemności życia, która chyba nam się należy :) Ale od czasu do czasu należy się też nam odpoczynek od tej przyjemności.

Czy zamierzam jeszcze kiedyś tak pościć? Oczywiście. Minimum raz na rok. Jesień jest tu idealnym terminem, ze względu na bogactwo warzyw. Dziękuję więc tutaj, pani Dąbrowskiej i innym propagatorom diety owocowo warzywnej, za sympatyczne doświadczenie. Doświadczenie, które uczy szacunku do własnego organizmu. Do samego siebie.

Jesteśmy bowiem wymianą. W niekończący się sposób, wymieniamy się, ze światem, z ludźmi wszystkim co mamy. Bierzemy, dajemy. Wkładamy w siebie i wydalamy. Nie tylko fizycznie, ale także w tej warstwie bardziej ulotnej. Więc i, wbrew pozorom, ja chciałem coś, z tego swojego doświadczenia postu, dać wszystkim innym. Postokrotkom, Postownikom, Postłankom, Postłanom, Pościarkom i Postosom.

Bo przecież... nie samym chlebem ale i dobrym słowem człowiek... :)


--------------------------------------------------------------------------------------------
A niżej link do książki na nadchodzące zimowe wieczory. Bywajcie! :)

2 komentarze:

  1. Grup wsparcia na FB jest co najmniej cztery, a jeśli dodamy grupy sygnowane nazwą "post daniela" to jeszcze więcej. Ja należę do grupy "Post dr Dąbrowskiej - porady i wsparcie"
    Piszesz, że dieta ta jest niezbilansowana. Oczywiście, że tak. To nie jest dieta, tylko post, pewien rodzaj głodówki, w której chodzi o to, by organizm przeszedł na odżywianie wewnętrzne i pozostał na nim przez jakiś czas. Ma to oczyścić organizm z nagromadzonych toksyn co ma mieć pozytywne skutki zdrowotne. Oczywiście - są negatywne skutki uboczne, z których dobrze jest zdawać sobie sprawę. Nie wiem, czy czytałeś książki dr Ewy Dąbrowskiej. Na grupie do której należę można je sobie ściągnąć. Mam za
    sobą 14 dni takiego postu. Ja jestem zwolennikiem jednak trochę radykalniejszych środków :), czyli postu o samej wodzie. mam za sobą kilka takich postów. Siedmiodniowych, czternastodniowych i jeden trwający dwadzieścia jeden dni. Ale ostatni post wodny musiałem przerwać szóstego dnia, bo miałem cholerne zawroty głowy, stąd moje zainteresowanie postem Dąbrowskiej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoje komentarze - skarb :)
    Chyba masz rację, z tym oczyszczaniem. Piszę "chyba", bo rozumiem, ale nie sprawdziłem. Co do niezbilansowania, to pełna zgoda. Ale jak człowiek jedzie 42 dni na takim poście, a potem wychodząc, dodatkowe 21, to skutki uboczne mogą być.

    Ja ze swojej 16 dniowej diety albo postu, jestem bardzo zadowolony. Na samej wodzie? Bałbym się. Że zasłabnę albo co.

    Więc idea do mnie przemawia. Sprawdziłem to w praktyce i zamierzam, powtarzać. W ogóle ten wątek, diety, postu i żywienia, znajduję bardzo ciekawym.

    Dawniej dla mnie, to była kwestia czy smacznie czy nie. Teraz, to całkiem inna sprawa :) Dzięki za info o tych grupach na fb i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń