sobota, 29 października 2016

Sukces po raz 5

Kochani moi Postownicy i Postokrotki. Kurcze. Nie wiem czy zauważyliście jakie mi się udało określenie. Postokrotki! Czy nie jest piękne? Czy nie jest wesołe? Czy nie jest sympatyczne?



Być pościarką, postowniczką czy nawet postmistrzynią to w sumie mało radosne. Może zaszczytne i owszem, ale szczęścia w tym za dużo to nie ma. Postokrotka z drugiej strony jest jak ten sympatyczny kwiat na łące. Wokół zieleń, w górze słońce, a ja kocham się w biedronce. Znaczy w postokrotce powinno być, ale się nie rymuje.

Dobra, do rzeczy. Podziękowania za "Postokrotki" możecie przesyłać albo i nie. Wczoraj po raz piąty ukończyłem jednodniowy post Dąbrowskiej w wersji Zbyszka. Nie mam przed sobą otchłani zionącej niewiadomą, ciążącej przyszłym obowiązkiem. Nie mam zadania, któremu muszę sprostać, bo jak nie, to się złamałem i przegrałem, zawiodłem, nie wytrzymałem i tak dalej.

Mam po prostu dzisiaj. Tylko tyle. Jeden dzień. Na dworze (w Rzeszowie mówi się "na polu") jest teraz szaro. W oddali jakieś światła, mrugają, jakby się uśmiechały, jakby chciały, żeby ktoś na nie zwrócił uwagę. A przecież wcale nie chcą. To ludzie chcą. Chcą, żeby ktoś na nich zwrócił uwagę. Żeby docenił. Żeby zauważył. Żeby się uśmiechnął.

I mają rację, że tak chcą. Bo to chcenie jest przejawem pamięci. Pamięci o tym, jak jest dobrze, jak może być, do czego jesteśmy stworzeni. Ale to szerszy temat, więc o tym, gdzie indziej.

Mój piąty post wspominam z pewnym rozrzewnieniem. Pogoda była dobra. Na facebooku ktoś się do mnie przyurał. Post? Właściwie trudno mi coś o nim powiedzieć. To znaczy jest. Jest jedno odkrycie. Rzecz, o której wszyscy poszczący wiedzą, a która dla mnie jest swoistym "objawieniem".

Chodzi o brak apetytu. Tego ciągłego pociągu do jedzenia. Właściwie pierwszy raz w życiu nie chce mi się jeść. Po prostu. Wszystko jest ok. Nic mnie nie boli. Czuję się raczej dobrze. I... w ogóle nie ciągnie mnie do jedzenia. Prawdę mówiąc, mógłbym już zrezygnować z diety Dąbrowskiej i przestać jeść w ogóle. Czasem bym się napił i tyle.

To niesamowite, jak za pomocą dość prostych czynności, można odwrócić czy unieważnić coś tak, zdawałoby się, podstawowego, jak pociąg do jedzenia. Znaczy, może wszystkie nasze "pociągi", pragnienia, pożądania, są w jakimś zakresie, pochodną jakichś nieznanych nam procesów. I można je wyłączyć i generalnie nic szokującego się nie dzieje.

Te pragnienia, te "pociągnięcia" wydają się więc być pewnymi mechanizmami, w nas zapisanymi. Jakby taki wielki i mądry starzec pochylił się nad nami, małymi ludzikami i z tkliwości i swej mądrości wpisał w nas, pociąg do jedzenia, bo byśmy pomarli. Pociąg do... no wiecie, bo gatunek by nasz przepadł. Tak to chyba jest. Że te nasze skłonności, wszystkie są jakimś elementem natury, nam koniecznym i dobrym dla nas. Tyle, że człowiek to cwana bestia i te skłonności wykorzystuje ponad miarę. I tu pojawia się post. Jako taka próba przywrócenia równowagi.

Waga. Waga spadła mi o 2 kilogramy. Po pięciu jednodniowych postach. To dużo. Myślę, może woda zniknęła, bo chyba nie tłuszcz. W każdym razie efekt jest. Mierzalny znaczy. Łaknienia raczej brak. Jem dwa razy dziennie. Rano surowizna. Na obiad coś tam na parze albo gotowane. Głównie biała kapusta, dynia, marchewka. Staram się raz na dzień kiszonego ogórka. Tu akurat bardzo starać się nie muszę, bo ogórek smaczny i sympatyczny jakiś.

Naczytałem się o zakwasie buraczanym. Dziś nie będę go robił, bo wiadomo - Niedziela. Niedziela to znaczy "nie działaj". Tak to u nas Polaków. Możeśmy leniwi trochę? No bo nasi bracia ze wschodu to mają "Woskresienje" czyli Zmartwychwstanie, że niby tacy religijni. Na zachodzie z kolei mają Sunday, czyli słoneczny dzień. Różne ludy, różne podejścia.

No ale ja w niedzielę robił tego zakwasu nie będę. Nie żeby grzech, czy coś, tylko tak po prostu. Niedziela i już. Trochę się zastanawiam, czy jak spróbuję go wyprodukować, to koniecznie muszę jakiegoś innego zakwasu tam dodawać.

Czytałem, że ludzie dodają kromkę chleba. Tego nie kupuję, bo taki chleb sam piekłem i wiem, że bakterie wytwarzające zakwas dają w kalendarz w czasie pieczenia, więc ich w tym chlebie wcale nie ma. Mogę dodać ogórka kiszonego albo trochę tego soku ze słoika. A może zakwas sam się też zrobi? W końcu, starczy pomieszać mąkę z wodą i powstaje. Bo tworzą go obecne w powietrzu bakterie. No nie ważne. Coś tam wykombinuję. Na początek chyba spróbuję na sucho, bez dodatków.

Z brzuszkiem jakoś tak... niby dobrze, bo nie boli i się nie przelewa. Ale jakbym tam coś jednak miał. Jakbym był "po jedzeniu". Zobaczymy. Może więcej wody trzeba w siebie wlać.

I to by, chyba, było na tyle. Teraz trochę jaśniej za oknem, więc światła pogasły, daleko przesuwają się tylko reflektory samochodów. Chyba będzie padać. Listopad znaczy. Tak mi do głowy przychodzi na koniec, że post może mieć warstwę duchową. To znaczy, że sam nie wiem. No ale jak możemy oddziaływać na swoje ciało za pomocą doboru odżywiania, to może możemy oddziaływać na nasze emocje, myślenie, samopoczucie poprzez dobór tego jak i o czym myślimy.

Doktor Dąbrowska, o ile się nie mylę, to tak trochę na kanwie chrześcijańskiej. I w sumie dobrze. Bo to tradycja nam najbliższa i, ale to moim zdaniem, najbliższa prawdzie czyli temu jak jest. Więc może post, to mogłaby też być trochę taka nasza wycieczka w stronę Pana Boga. Dla jednych będzie to podróż zaplanowana i określona z góry, odpowiednimi przepisami, których nie daj Boże przekroczyć. Dla innych będzie bardziej spontaniczna, osobista, taka trochę buntownicza, ale nie wobec Celu, tylko wobec... sztywnego doktrynerstwa.

Chyba pani Dąbrowska też jest jakimś takim buntownikiem. Kimś, kto zaczyna iść pod prąd. Wcale nie zgodnie z obowiązującymi w jej gronie zwyczajami, nakazami, zasadami. No bo lekarze, z tego co wiem, to tak różnie reagują na wieść o poszczeniu. Jak jesteś lekarzem, to musi być chory. Jak ludzie zdrowi to lekarz jest nikim. Lekarz to ktoś, kto zapisuje pigułki albo inne ostre terapie. Pomysł by najpierw zająć się zdrowiem albo pomysł by doprowadzić do poprawy zdrowia bez stosowania tabletek, jest dla lekarza obcy zupełnie.

Szczerze mówiąc, to dziwi mnie. Dziwi mnie to, że Państwo, jakiś urząd, co niby odpowiada za zdrowie obywateli, nie pochyli się nad tym wszystkim. Nie zrobi odpowiednich badań. Nie opublikuje wyników. A jeśli wnioski byłyby pozytywne, nie rozpropaguje ich szeroko. Nie rozumiem tego. Jest jakby zmowa milczenia, raczej takiego wrogiego milczenia, przeciw której maszeruje doktor Dąbrowska, wbrew której ludzie sami ze sobie organizują się w grupy wsparcia, bo oficjalne czynniki mają ich daleko w ...

A może ta dieta jest szkodliwa? W większym albo mniejszym zakresie? Ale znów. Jawne publiczne szerokie bania jej wpływu na zdrowie i publikacja wyników. Ale gdzie tam. Lobby lekarskie i jakieś inne na nic takiego nie pozwoli. Bo łatwiej obmawiać. Bo łatwiej występować z pozycji "to oczywiste, że to nie pomaga, tylko szkodzi".

Dość już. Człowiek musi chodzić swoimi drogami, jeśli nie chce zejść na psy :) Oczywiście, dobrze, gdy ktoś takie drogi przetrze i pokaże kierunek. A może nawet i powie dobre słowo...


--------------------------------------------------------------------

Na koniec jak zwykle bonus w postaci linka {link} :) Pod linkiem (na dole strony) jest reportaż radiowy, moja relacja na temat pielgrzymki do Santiago. Nie piszę tego, żeby zachęcić tylko przestrzec. Bo wiele osób tego nie lubi. Dla tych co lubią, to może być jakieś ubarwienie niedzieli. Trzymta się!

4 komentarze:

  1. Ja robiłam zakwas wg. przepisu z bloga pani Agnieszki Maciąg, bez żadnego ,,zakwaszacza,, i wyszedł. Więc wychodzi na to, że samo się ukisiło. A robiłam pierwszy raz w życiu. Z jakimś wspomagaczem ukisi się ponoć znacznie szybciej, mój był gotowy tak po 7-8 dniach. Może był troszkę za słony ale to już ewidentnie z mojej winy bo jestem leniwa i przeważnie robię takie rzeczy ,,na oko,, albo ,,mniej więcej,,. Nadmiar zlałam do słoików i mam jeszcze do teraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. To mnie uspokoiło. Z zakwasem na chleb też jest tak, że trzeba po prostu poczekać, i te bakterie są i potrzebują czasu, żeby się namnożyć. Zrobię też bez dodatków!

      Usuń
    2. Ten wpis zainspirował mnie do tego, by spróbować postu choćby krótkiego, bo obawiam się o tej porze długiego (wyziębienie). Dzięki.

      Usuń
    3. @Solshine

      Bardzo proszę :)
      Ja poszczę tylko jeden dzień. A nie takie tam... długie posty. Dzisiaj już szósty raz :) Prawdę mówiąc, to zmiana zaczyna się po trzecim razie (dniu). Pozdro

      Usuń